sobota, 19 kwietnia 2008

... niektórych zdążyłam pokochać ...

Nie potrafię się przyzwyczaić do tego, że czas tak szybko leci… To jest jakaś kosmiczna wręcz prędkość… We wtorek był 15, czyli kolejna miesięcznica mojego związku z A.… Czwarta już… A przecież doskonale pamiętam dzień 15 grudnia, jakby to było wczoraj… Ten ciemny, zimowy wieczór, mróz szczypiący w policzki, wiatr szarpiący moje włosy, spacer za ręce, pusty most i ten pierwszy, magiczny pocałunek… Mam wrażenie, że od tamtego czasu nie minęło wiele… A to już cztery miesiące… Tyle już razem przeszliśmy… Był wspólny sylwester, studniówka, walentynki… Chwile płaczu, pocieszeń, radości, wygłupów… Godziny rozmów, miliony pocałunków, dotyków, tysiące tych najważniejszych słów… Nie zabrakło też fochów, kłótni, przeprosin… A mimo to, te cztery miesiące to najszczęśliwsze miesiące w moim życiu… To niesamowite po prostu… Odkąd z Nim jestem mogę z całą stanowczością i odpowiedzialnością za własne słowa, powiedzieć, że jestem bardzo szczęśliwa… Ostatnio na jakimś blogu znalazłam takie oto porównanie: „Jestem jak czekolada... Raz mleczna,słodka i rozpływająca się w ustach... Raz owocowa, orzeźwiająca, energetyczna... Raz deserowa, oficjalna... Raz gorzka, po prostu 90% kakao...” Ja też taka jestem… Niejednolita, nieidealna… A On jest zawsze przy mnie, niezależnie od mojego nastroju, swojego humoru, pogody, dnia… Po prostu zawsze, w każdej sytuacji… I to jest dla mnie najważniejsze… I za to chcę Ci podziękować Skarbie… ;*

Ostatnio uświadomiłam sobie, że zostało mi kilkanaście dni chodzenia do mojej szkoły… Licząc od poniedziałku to będzie już tylko pięć… A w piątek rozdanie świadectw… Jakoś ciężko mi się z tym pogodzić… Pamiętam przecież doskonale rozpoczęcie roku szkolnego w pierwszej klasie… I moje obawy, lęki, obiekcje… Nie potrafiłam się przyzwyczaić do sytuacji cztery dziewczyny i dwudziestu czterech chłopaków… Nie wiedziałam jak sobie poradzę, czy mnie zaakceptują, polubią… Ale po pierwszym tygodniu wszystkie obawy zniknęły… Do naszej klasy przyszły moje dwie dobre koleżanki (te, z którymi teraz jest „mały” problem), zaczęłam poznawać wszystkich, od razu stworzyliśmy ekipę: ja, I., M., A., A., (teraz mój) A., i M.… Przez te trzy lata było naprawdę super… A teraz bezpowrotnie skończy się ten etap w moim życiu… Zamkną się trzy lata codziennego przebywania w jednej szkole, z jednymi ludźmi, nauczycielami… A przede wszystkim skończą się te wszystkie kontakty… Z niektórymi osobami to może i nawet dobrze… Ale za niektórymi będę tęsknić, na pewno… Mowa tutaj o M., A. (ale nie moim A.), I., O. i jeszcze kilku osobach… Kto będzie codziennie zjadał moje śniadanie? Kto będzie rozśmieszał swoimi tekstami? Kto będzie codziennie marudził o zeszyty? Kto będzie dokuczał na zajęciach? Kto będzie witał szerokim uśmiechem? To wszystko niby nic, a jednak znaczy tak wiele… Przecież to są trzy lata mojego życia… To nie jest krótki okres czasu… Zdążyłam się do nich wszystkich przyzwyczaić… Do niektórych zdążyłam już w pełni przekonać, że wcale nie są tacy źli… Niektórych zdążyłam polubić, nawet bardzo… Na niektórych zdążyłam się kilka razy przejechać… Niektórych zdążyłam pokochać… Oczywiście mojego A.… Kiedyś jeszcze żałowałam, że wybrałam mat – fiz… Ale teraz? Nie żałuję! Nie potrafię… Żadna inna klasa nie jest taka fajna jak moja… A przede wszystkim w żadnej innej klasie nie ma mojego A.… Będę tęsknić… Chciałabym, żeby nasze kontakty nie legły w gruzach po ostatniej ustnej maturze… Co robić? :(

_______________________________

„Mam Kogoś, dla kogo to wszystko robię… Mam Kogoś, za kogo mogę skoczyć w ogień… Za kogo mogę zapłacić tym, co drogie… Czuję to tylko przy Tobie… Powiedz, gdzie bym to wszystko znalazła w jednej osobie, tyle szczęścia na raz… Tyle energii, charyzmy, piękna…”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz