sobota, 8 marca 2008

... myślałam już naprawdę o wszystkim ...

Nie boję się już powiedzieć, że kocham, ale do tej pory były to tylko słowa… A w ostatnią niedzielę… Poczułam, że naprawdę Go kocham… I myśl, że mogłabym Go stracić dobijała mnie tak strasznie, że nie potrafiłam pohamować łez rozpaczy… Poczułam, że naprawdę kocham w chwilach ogromnego strachu, płaczu, a wręcz histerii… Mój A. był u mnie chwilę, wpadł tylko po książkę… Zawsze jak wraca do domu to pisze mi, że już jest… A wtedy – nic… Głucha cisza… Nie odpisywał na moje smsy, nie odbierał telefonu, nie oddzwaniał… I tak prze dwie i pół godziny… To były chyba najdłuższe dwie godziny w moim życiu… Wypełnione po brzegi panicznym strachem i czarnymi myślami… Wtedy myślałam już naprawdę o wszystkim… Nawet o tym, że zaraz zadzwoni Jego Mama i powie, że się roztrzaskał na jakimś drzewie… To było straszne… Tak bardzo się o Niego bałam… Postawiłam na nogi swoją mamę, dwie przyjaciółki, chłopaka jednej z nich i dwóch naszych wspólnych kolegów… Kiedy po sześciu telefonach do Niego, dwóch smsach i dwóch telefonach do kolegów nadal nie miałam żadnej odpowiedzi, z pomocą przyszedł chłopak M.… Zadzwonił do Niego do domu… I co się okazało? Że A. jest w domu! A co zrobiłam ja? Wzięłam słuchawkę, naskoczyłam na Niego i się rozłączyłam… Emocje sięgnęły zenitu, nie wytrzymałam po prostu… Stąd ten mój wybuch i wyrzuty… Powiedziałam Mu, że chyba jest niepoważny, żeby sprawdził ile razy do Niego dzwoniłam, że wcale nie zwariowałam, a „tylko” się martwiłam… Potem się oczywiście opamiętałam i przeprosiłam na gg… A On mi napisał, że telefon Mu się rozładował, zostawił go na górze, a sam uczył się na dole i nie słyszał… I że mam się o Niego tak bardzo nie martwić, bo przecież zawsze dojeżdża do domu i nic Mu nie jest… Kochanie, jak ja mam się o Ciebie nie martwić? Kocham Cię przecież i nie wyobrażam sobie, gdybym mogła Cię stracić… Zrozum…

Mogę się pochwalić, że matura próbna już za mną… We wtorek polski… Chyba sama się zakopałam wybierając temat z liryki, ale ten z „Panem Tadeuszem” w ogóle mi nie leżał… Nic bym nie napisała… Miałam jakąś zaćmę i w ogóle nie rozumiałam czytanego fragmentu… A tak… Wydusiłam prawie cztery strony, co prawda trochę rozwlekłym pismem, zresztą jak zawsze, ale liczy się jakość, a nie ilość… ;) Więc mam nadzieję, że chociaż część z moich bredni na temat języka w państwie policyjnym będzie dobrze… Zobaczymy, jak będą wyniki… Moje Słońce też raczej zadowolone, ale będzie się cieszył jak będzie miał to minimum… :P Więc już ja widzę jak Mu "świetnie" poszło… Mój kochany Orzeł z polskiego… ;) W środę angielski… Poszłam na większym luzie niż na polski, a chyba nie powinnam… Okazało się, że wcale nie było tak łatwo jak ostatnio… Wręcz przeciwnie… Uważam, że było dużo trudniejsze… Tylko pisanie było takie w miarę, ale za to słuchanki i czytanki – kosmos… Najważniejsze jednak, że mam to już za sobą… :P Najgorzej było w czwartek, bo znowu pisałam matmę… Najgorzej pod względem poziomu stresu… Najbardziej się bałam… Ale wcale nie było tak źle… Poszło mi nawet dobrze… Przynajmniej tak mi się wydaje… Ale zobaczymy, jak oddadzą… :P Teraz już tylko matura w maju… Na razie pozostawiam to bez komentarza…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz