sobota, 9 lutego 2008

... od początku do końca - niepowtarzalny ...

Wiecie, że jestem z Wami już trochę ponad rok? :) Niesamowite jak szybko to zleciało… 3 lutego 2007 roku pojawiła się pierwsza notka na tym adresie… Miało być tylko chwilowo, bo „uciekłam” przed kimś, a jest 371 dni… Niewiarygodne… Blog stał się częścią mnie… To tutaj wyładowuję swoją złość… To tutaj piszę o swoich radościach, zmartwieniach, obawach, o swoim szczęściu z A.… A Wy wszyscy, Drodzy Czytelnicy, jesteście ze mną… I za to bardzo Wam dziękuję… ;* Szczególnie dziękuję Aniołeczkowi, bo to Ona jest ze mną od powstania tego bloga i jeszcze dłużej… Ale tym, którzy dołączyli do mnie z czasem także dziękuję… Nawet nie wiecie, jaką radość budzą we mnie Wasze słowa… Czasami naprawdę podbudowują, czasami rozśmieszają, a czasem krytyka w nich zawarta skłania do zastanowienia się nad sobą i nad tym, co robię…

Teraz mała zmiana tematu… Od poniedziałku zaczynam ferie… Ale takie nietypowe, bo bardzo pracowite… „W końcu klasy maturalne nie mają ferii…” Tak stwierdził mój matematyk i chyba rzeczywiście tak jest… Czeka mnie naprawdę dużo pracy… Mam do przeczytania trzy lektury na polski… Jedną zaległą, a dwie „na czasie”… Do tego jeszcze arkusz rozszerzony… Muszę zrobić chyba cztery arkusze z matmy i powtórkę prawdopodobieństwa… (To będzie najgorsze, bo prawdopodobieństwa nienawidzę prawie tak samo jak brył…) Chciałam też napisać sobie pracę na maturę ustną, a to wymaga trochę czasu i łażenia po bibliotekach… Mam nadzieję, że uda mi się wszystko zrobić… Ale wtorek i czwartek w tym tygodniu rezerwuję tylko dla mojego Słońca i prawdopodobnie NIC nie robię… ;)

I znowu z całkiem innej beczki… W środę widziałam GO w kościele… Nasze oczy spotkały się nagle pomiędzy głowami dwóch starszych panów… Uśmiechnął się do mnie uroczo, tak, jak tylko ON potrafi… Odwzajemniłam uśmiech, a potem coś we mnie drgnęło… Przez moment był tylko ON i nikt więcej… To był dosłownie ułamek sekundy… A potem znowu był ON, byłam ja i był pełen kościół ludzi… Nawet nie wiem, jak nazwać to, co poczułam… Bo przecież nie pożałowałam tego, że jestem z A. a nie z NIM… O nie! Tego nigdy nie będę żałować… Bo nie można żałować, że jest się z Kimś, kogo się kocha… A ja kocham A.… On kocha mnie i jesteśmy szczęśliwi… A wtedy… Kochałam tylko ja… A tak się nie da… „Kiedyś zrozumiesz, że za Tobą tęskniłam… Kiedyś zrozumiesz, że Cię bardzo lubiłam… Kiedyś zrozumiesz, że za Tobą płakałam… Kiedyś zrozumiesz, że Cię bardzo KOCHAŁAM...” To słowa do NIEGO… Może kiedyś dotrze do Ciebie, że bezpowrotnie straciłeś to, co mogło być Twoje na zawsze… Bo byłam w stanie zrobić dla Ciebie wszystko… Mogłeś mieć tą, która kochała Cię bezinteresownie… Ale Ty nie chciałeś… To był Twój wybór… Czy błędny? Nie wiem… Na to pytanie musisz odpowiedzieć sobie sam… Ja mogłam jedynie obiecać Ci parę rzeczy… "Nie obiecuję Ci wiele, bo tyle, co prawie nic… Najwyżej wiosenną zieleń… Najwyżej pogodne dni… Najwyżej uśmiech na twarzy i dłoń w potrzebie… Nie obiecuję Ci wiele, bo tylko po prostu siebie…" A teraz… Teraz nie masz z tego już prawie nic… Została Ci tylko moja przyjaźń, na którą możesz liczyć… A miłość? Pękła jak bańka mydlana… To Ty skazałeś ją na śmierć przez zapomnienie… Teraz jest A. i to Jego kocham… To On jest najważniejszy… Jest niezwykły, jedyny w swoim rodzaju… Od początku do końca – niepowtarzalny… I taki już dla mnie pozostanie… ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz