piątek, 28 grudnia 2007

... tegorocznego sylwestra spędzę z ...

Chyba nigdy w życiu nie czułam się tak kretynoidalnie… W Wigilię byłam na pasterce i stałam prawie naprzeciwko NIEGO… Nienawidzę jak ktoś patrzy na mnie z wyrzutem, a ON tak właśnie na mnie patrzył… A przynajmniej tak mi się wydawało… Czułam jak wstyd z każdą chwilą coraz bardziej rozpala moje policzki… Należy MU się kilka słów wyjaśnienia, a nie tylko skrótowy sms, to jasne… Ale wtedy nie mogłam się inaczej wytłumaczyć… A teraz chciałabym MU coś powiedzieć… Wiem, że w JEGO oczach wyszłam na straszną kretynkę… Tak też się czuję w stosunku do NIEGO… Ale przecież jak GO zapraszałam to chciałam, żeby ze mną poszedł na tą studniówkę… A skoro później zaprosił mnie Ktoś, z kim teraz jestem, więc ON powinien zrozumieć, że nie mogę pójść z NIM… Jestem z A., a na studniówce byłabym z nimi dwoma? Komedia, której wolałam uniknąć… Dlatego nie czekając na dalszy rozwój sytuacji, od razu napisałam MU, że muszę odwołać zaproszenie… Chciałabym MU to wszystko powiedzieć… Gdybym tylko miała szansę… =/ Idiotyczna sytuacja… Ale podobno nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło… Więc chyba powinno być dobrze…

W poniedziałek sylwester… Nasz pierwszy wspólny… Chcieliśmy go spędzić razem… Miałam przeprawę z rodzicami… Ale nie było najgorzej… Tata jak zwykle trochę marudził… Czy A. jest odpowiedzialny i czy wiem, że te wszystkie pszczółki, robaczki, motylki? :P (Tak Tato, wiem... ;) Że jak on jeździł do mamy to nie do pomyślenia było, żeby dziewczyna jeździła do chłopaka… I takie tam… Ale jak mu przypomniałam, że to było jakieś 22 lata temu to mu przeszło… I się zgodził… Więc najprawdopodobniej tegorocznego sylwestra spędzę z A., u Niego w domu… Bez Przyjaciółki, ale cóż… Nie pierwszy raz… I wiem, że Ona mnie zrozumie… A co do tego, że „impreza”będzie u Niego to bez podtekstów proszę… ;) Jego Rodzice będą w domu, na dole… My będziemy na górze, z naszymi znajomymi i z Jego młodszą Siostrą… I wcale mi to nie przeszkadza… Mam tylko nadzieję, że wszystko się uda…

Dopiero dzisiaj, po nocnej rozmowie z A., zorientowałam się, że znając kogoś 11 lat, całkowicie przez przypadek można się dowiedzieć, jaki ktoś jest naprawdę… A On ma rację, ale niepotrzebnie aż tak się denerwuję… Też nie lubię jak ktoś się wtrąca i głupio komentuje… Ale co poradzę? Nowa sytuacja, pogadają trochę i przestaną… Nie obchodzi mnie to, co na mój temat myślą one… To ja jestem z A., a nie one… I to jest tylko i wyłącznie nasza sprawa… Nie wstydzimy się tego, że jesteśmy razem, więc co komu do tego? W końcu i tak by się dowiedzieli… Fakt, nie lubię takiego pieprzenia trzy po trzy, ale nie mam zamiaru się przejmować… Powiedziałam już to kiedyś… Ja jestem dobra tylko wtedy jak trzeba coś zrobić, załatwić, pomóc… A jak przychodzi co do czego, to zawsze ja mam obrobiony tyłek… I nawet ta ich ironia przestała mnie ruszać… Chcą to sobie mówią… Przy takich sytuacjach wychodzi, jacy ludzie są naprawdę… Skoro komuś coś nie pasuje niech przyjdzie i mi to powie prosto w twarz, a nie pieprzy gdzie się da, o nieobecnych… A jak ktoś nie ma odwagi być szczerym to niech siedzi cicho… Takie jest moje zdanie i tego się trzymam… Nie mam pięciu lat i potrafię się zachować, więc to przemilczę na razie… Ale już wiem, że nieraz można się bardzo pomylić… I w stosunku do niektórych znajomych, nawet tych najbliższych, czasami trzeba być bardzo ostrożnym…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz